Pokój wtorek, 12 kwietnia 2011

Jedna z najlepszych polskich szpadzistek. Od szkoły podstawowej rozdziela czas między naukę a sport. Na zawodach reprezentuje Akademicki Związek Sportowy AWF Warszawa.

Dossier

Data urodzenia: 1 maja 1989 r.
Miejsce urodzenia: Częstochowa
Największe sukcesy sportowe: złoty medal letniej Uniwersjady w Belgradzie (2009 r.), srebrny medal drużynowych Mistrzostw Świata Seniorów w Antalyi (2009 r.), wicemistrzostwo świata zdobyte w Belfaście w 2009 r.
Prywatnie: studentka University of Notre Dame
Strona WWW klubu: www.szpadzistki-azs.pl


K.P.: Kiedy zaczęłaś trenować szermierkę?
E.N.: Moja przygoda z szermierką zaczęła się, kiedy byłam w piątej klasie szkoły podstawowej. Poszłam do Pałacu Młodzieży w Katowicach, gdzie chciałam zapisać sie na siatkówkę. Niestety, sekcji siatkówki nie było. Zamiast tego zobaczyłam ogłoszenie o sekcji szermierki i postanowiłam pójść i zobaczyć, co to za sport.
Poszłaś i zostałaś?
Tak, ten sport od razu mnie urzekł. Miałam szczęście trafić na wspaniałą trenerkę, Ludmiłę Zaczek, która zaszczepiła we mnie pasję do szermierki.
Co dał ci ten sport?
Nauczył mnie ciągłej pracy nad sobą, doskonalenia i dążenia do perfekcji. Zmusił mnie również do lepszego zarządzania moim czasem.

Pokój sobota, 22 stycznia 2011

Kaukaz, zarówno Południowy jak i Północny, mało komu kojarzy się z wyszukaną kuchnią. Prędzej przychodzą nam do głowy konflikty zbrojne, historia ZSRR, niektórym być może przypomną się herbaciane pola Batumi. Warto poznać wszystkie smaki, które oferuje nam Kaukaz.

Fot.: Gaeser

Gruzja
Ze wszystkich narodów Kaukazu Gruzini mogą pochwalić się najbogatszą kuchnią. Jej smaki zadziwiają i zachwycają. Jednak Gruzja ma nam do zaoferowania o wiele więcej niż wyśmienite potrawy i wyborne wina.
Jeszcze w latach 80. XX wieku w Polsce dużo pisało się i mówiło o Kaukazie. Poza kulturą ormiańską to właśnie gruzińska była najlepiej znana i najbardziej doceniana. W seriach książek kulinarnych pojawiała się w pierwszej piątce obok takich państw jak Francja, Rosja, Włochy i Węgry. Po upadku ZSRR w naszej pamięci pozostały przede wszystkim gruzińskie trunki – wino i koniak.


Więcej znajdziecie tutaj: Kuchnia Gruzji


Święty Ararat
Święta góra Ormian, choć nie znajduje się już w granicach Armenii, dała nazwę jednemu z najsłynniejszych koniaków z terenów byłego ZSRR. Choć oficjalnie, zgodnie z wymogami Unii Europejskiej, nazywany jest brandy, armeński trunek nieraz wygrywał z francuskimi koniakami na międzynarodowych targach.
Armenia znajduje się w miejscu, gdzie przecinały się starożytne szlaki handlowe. Kupcy ormiańscy pojawiali się w każdym z krajów, w których swoje wpływy miało Imperium Osmańskie. Wraz z Grekami stanowili najliczniejszą grupę handlarzy. Poznane podczas podróży smaki wprowadzali do swojej kuchni. Część w ten sposób zaadaptowanych potraw rozsławili na całym świecie.
Jednym z bardziej znanych specjałów kuchni armeńskiej jest, pochodzący z Iranu, lawasz. Ten wypiekany w specjalnych piecach (zwanych tonir) cienki, pszenny placek, dzięki Ormianom trafił na stoły nawet za Oceanem. Lawasz w Armenii podaje się do niemal każdego posiłku. Zagryza się nim potrawy bądź zawija je jak w naleśnik.
Rozsławione przez Ormian tolmy to nic innego, jak wariant znanych nam dobrze gołąbków. Choć w oryginalnej, tureckiej wersji (zwanej dolma), jest to praktycznie dowolne nadziewane warzywo, w Armenii nazywa się tak zawijane liście winogron wypełnione aromatycznym farszem.




Sos orzechowy – Gruzja
¾ szklanki łuskanych orzechów włoskich, łyżeczka ziaren kolendry, 1 szklanka bulionu warzywnego, 3 ząbki czosnku,1 łyżka stołowa octu winnego, szczypta ostrej papryki, sól, pieprz

Orzechy, kolendrę, czosnek i przyprawy zmielić lub rozetrzeć w moździerzu. Następnie rozprowadzić octem i bulionem. Podawać do przystawek.


Tolma – Armenia
50 g świeżych liści winogron, 15 g kaszy manny, 20 g cebuli, 30 g soczewicy, 10 g suszonych moreli, 10 g śliwek, 10 g rodzynek, świeża kolendra, zielona pietruszka, olej, sól, pieprz

Farsz: Kaszę i soczewicę ugotować, odcedzić. Sparzone i wydrylowane śliwki pokroić bardzo drobno. Cebulę posiekać i usmażyć na oleju. Dodać umyte rodzynki, posiekaną kolendrę i pietruszkę. Posolić i popieprzyć wedle uznania.
Ze sparzonych liści winogron usunąć grube łodygi. Przygotowany farsz nakładać na 3-4 liście winogron i zawijać jak gołąbki. Ułożyć tolmy rzędami w garnku, obłożyć morelami. Następnie zalać wodą, dodać olej i przykryć talerzem. Potrawę dusić pod przykryciem na małym ogniu do miękkości.


Ryż na pilaw– Azerbejdżan
300 g ryżu, 50 g soli, łyżka mąki, olej, szafran, sól

Ryż moczyć 12 godzin w zimnej wodzie, przelać ciepłą wodą i gotować w 3 l do miękkości. Odcedzić, przelać ciepłą wodą. Mąkę wymieszać z niewielką ilością wody i łyżką oleju, przelać do rondla na rozgrzany tłuszcz. Ryż włożyć do rondla, gotować aż do pojawienia się pary. Polać z wierzchu rozprowadzonym we wrzątku szafranem.


Młoda pokrzywa z orzechami i czosnkiem – Dagestan
800 g młodej pokrzywy, 3 ząbki czosnku, 3 małe cebule, ¼ szklanki łuskanych orzechów, zielona pietruszka, świeża kolendra, koperek, sól, pieprz, tłuszcz do smażenia)

Dokładnie umytą pokrzywę ugotować w lekko osolonej wodzie. Orzechy i czosnek rozetrzeć z solą i pieprzem, dodać drobną posiekaną cebulę i pokrzywę. Całość podsmażyć i podawać z ziemniakami.

Pokój środa, 27 października 2010

Maraton bez mięsa

Niełatwo przekonać społeczeństwo do tego, że dieta wegetariańska jest zdrowa. Dobrym argumentem dla niedowiarków mogą być wegetarianie-sportowcy. A takich u nas niemało...

Klub VegeRunners tworzy grupa ludzi, których łączy pasja do co najmniej dwóch rzeczy:
wegetarianizmu i biegania. Sami o sobie piszą: Nie uważamy się za zawodowych sportowców, bliżej nam do pasjonatów sportu, a w szczególności biegania. Wspólnie promujemy etyczne i zdrowotne aspekty diety wegańskiej i wegetariańskiej, biorąc udział w zawodach biegowych w całym kraju i na świecie.

Co najważniejsze – trzymają się tej dewizy.
W Polsce wegeranersi oficjalnie działają od 2006 roku. Razem trenują, biorą udział w biegach, dyskutują na forum. O czym? Głównie o zbliżających się wspólnych startach i trenignach. Nie brakuje również rozmów codziennych: o diecie, nieskórzanym obuwiu sportowym czy kontuzjach.
Biegający wegetarianie dzielą się z innymi obiema pasjami. Wśród innych wegetarian i wegan promują uprawianie sportu, zachęcają do rozpoczęcia aktywności fizycznej. To ich początkujący biegacze pytają o najlepszą porę na trening i proszą o przepisy na lekkie przekąski „biegowe”.

Wśród sportowców VegeRunners szerzą ideę zdrowego, etycznego sposobu odżywiania się. Na imprezach masowych starają się przebić z wegańskim przesłaniem. Na swoim stoisku rozdają ulotki, odpowiadają cierpliwie na pytania i zachęcają do zmiany nawyków żywieniowych. W tym roku po raz trzeci pojawili się ze stoiskiem na Maratonie Warszawskim, często goszczą na największych polskich imprezach biegowych.
Jednak najważniejsze w ich działaniach są biegi. Startując w zielono-żółtych koszulkach, udowadniają innym biegaczom, że bez mięsa da się nie tylko żyć, ale i osiągać dobre rezultaty w sporcie! Już nieraz VegeRunnersi stawali na podium lub otrzymywali wyróżnienia na rozmaitych lokalnych imprezach biegowych. W klubie nie brakuje maratończyków, triatlonistów, jest nawet kilku ultramaratończyków.

VegeRunners są jako grupa bardziej widoczni dla organizatorów takich wydarzeń jak np. Maraton Warszawski. Swoimi działaniami wegetarianie-sportowcy chcą doprowadzić do wprowadzenia wegetariańskich i wegańskich posiłków podczas imprez biegowych.

– Z roku na rok nasze grono poszerza się o coraz większą liczbę zawodników. Obecnie w klubie jest około 60 biegaczy i biegaczek z całej Polski. W tym sezonie zorganizowaliśmy pierwsze w Polsce Wege Grand Prix w Półmaratonie, a na jesień planujemy spotkać się dużą grupą na 11 Maratonie Poznańskim i warszawskim Biegu Niepodległości – mówi Urszula Rzeszutek, zawodniczka klubu VegeRunners. – Z biegiem czasu zwracamy uwagę na to, że organizatorzy imprez biegowych coraz częściej biorą pod uwagę preferencje żywieniowe wegetariańskich zawodników. Również podejście samych biegaczy do diety wegetariańskiej i wegańskiej diametralnie się zmienia. Część zawodowych sportowców przyjmuje taki sposób odżywiania. Wynika to prawdopodobnie z większej dostępności artykułów i badań naukowych na temat wpływu diety roślinnej na nasze zdrowie i wydolność fizyczną – wyjaśnia Ula.


Więcej o działaniach Klubu dowiesz się na wegesport.pl




Zachowaj smak lata

Sezonowe owoce i warzywa to eksplozja smaku i aromatu. Nie da się ich zastąpić importowanymi czy szklarniowymi, możemy jednak zatrzymać ich czar na dłużej...

W naszym klimacie najbardziej płodną porą roku jest jesień. Zazwyczaj wtedy wyciągamy słoiki z głębi szafek, odkurzamy zeszyty z przepisami babci i zamieniamy nasze kuchnie w małe laboratoria.

Czy wiesz co jesz?
Bardzo często potocznie wszystkie gęste przetwory owocowe nazywane są dżemami. Jednak, wbrew pozorom, dżem i marmolada to nie to samo. A przecież są jeszcze konfitury i powidła!
Dżem definiuje się jako przetwór o galaretowatej konsystencji, który otrzymuje się przez gotowanie świeżych owoców z cukrem. Konfiturę natomiast smaży się na wolnym ogniu, nie zwiększając – jak w przypadku dżemu – ognia po rozpuszczeniu cukru. Owoce w konfiturze są wyczuwalne (całe bądź ich duże kawałki) nawet po przesmażeniu. Marmolada zaś musi być na tyle twarda, by dało się ją kroić nożem. Kiedyś sprzedawana była na wagę, w blokach. Powidła robi się ze śliwek węgierek, dawniej prażonych w kotłach przez wiele dni.

Jakie jeszcze zapasy na zimę możemy zrobić? W słoikach i butelkach zatrzymamy niemal każdy smak lata i jesieni – słodycz gruszek w konfiturach, cierpkość porzeczek w soku, zapach lasu w marynowanych grzybach. Nie zapominajmy również o sosach, syropach i chutneyach.

Od czego zacząć
Wybierając warzywa i owoce na przetwory, unikaj tych uszkodzonych i obitych. Po umyciu należy je koniecznie osuszyć, wilgoć może powodować pojawianie się pleśni.
Na przetwory słodkie najlepsze są owoce ledwie dojrzałe, ich aromat jest wtedy najpełniejszy (wyjątek stanowią śliwki, nawet przejrzałe nadają się np. na dżem czy powidła). Od świeżości owoców zależy także konsystencja gotowego produktu.

Sterylizacja naczyń
Słoik, w którym zamierzamy przechowywać przetwory, musi być nie tylko czysty „na oko”, lecz również jałowy, czyli pozbawiony bakterii, które mogłyby powodować psucie się produktów. Bakterie można usunąć poprzez wyparzanie bądź wyprażanie naczynia. Słoik należy wstawić do zimnej wody, doprowadzić do wrzenia i pozostawić w temperaturze ok. 90oC przez kwadrans. Można też, po umyciu, nie wyparzać naczynia, lecz wstawić je do rozgrzanego piekarnika i wyprażyć. Należy wyjąć je dopiero bezpośrednio przed napełnieniem gotowym przetworem.

Przepisy i resztę moich tekstów znajdziecie w Vege z października 2010


Pokój czwartek, 12 sierpnia 2010

Teksty powstałe podczas stażu w redakcji portalu Warszawianki.pl:

opatrzone sygnaturą KPokój oraz pax (z 2010 roku)

Pokój piątek, 30 lipca 2010

Dossier
Data urodzenia: 28 listopada 1986 r.
Miejsce urodzenia: Warszawa
Największe sukcesy sportowe: złoty medal w drużynowych mistrzostwach Europy 2010, srebrny medal drużynowych MŚ Seniorów Antalya 2009, srebrny medal drużynowych ME Seniorów Plovdiv 2009
Prywatnie: studentka Wyższej Szkoły Handlu i Prawa im. Ryszarda Łazarskiego, na kierunku prawo
Strona WWW klubu:www.szpadzistki-azs.pl

K.P.: Skąd pomysł, żeby zacząć trenować właśnie szermierkę?
M.P.: Szermierkę zaczęłam trenować bynajmniej nie dlatego, że chciałam. Podejrzewam, że wtedy nawet nie wiedziałam, co to za sport. Mój przyszły trener pracował jako nauczyciel WF w podstawówce, do której chodziłam. I tak któregoś dnia na basenie powiedział mojej mamie, że z takim wzrostem nadawałabym się do szermierki. Poszłam na pierwszy trening, potem kolejny. Spodobało mi się i zostałam do dziś, czyli już 12 lat.

Czemu wybrałaś szpadę, a nie floret czy szablę?
Wybór był już z góry narzucony, mój trener jest właśnie trenerem szpadowym.

A czym różni się ten styl od pozostałych?
Wszystkie konkurencje różnią się, poza bronią, oczywiście, ważnym polem trafienia: w szpadzie jest to całe ciało, w szabli – górna połowa ciała (od pasa w górę), we florecie tylko tułów. Ponadto różnią się zasadami przydzielania punktów w sytuacji, gdy obaj zawodnicy trafią się równocześnie (tzw. trafienie obopólne, dubel). Trafienie w szpadzie zalicza się temu, kto je zadał pierwszy, lub obu zawodnikom, jeśli zadadzą je w tym samym czasie (różnica czasowa nie większa niż 0,2 sekundy). W szabli i florecie obowiązuje tzw. konwencja, czyli zasady umowne. Na przykład: zawodnik wykonujący natarcie ma pierwszeństwo w zadaniu trafienia przed zawodnikiem wykonującym przeciwnatarcie, natarcie zawodnika traci pierwszeństwo na koszt odpowiedzi po uprzednim jego sparowaniu zasłoną itd.

Jak każdy sport kontaktowy, szermierka niesie ze sobą ryzyko obrażeń. Czy zdarzył ci się jakiś wypadek podczas treningu lub zawodów?
Nie zdarzyło mi się nigdy ulec poważnemu wypadkowi. Jak w każdą dyscyplinę sportu, tak i w szermierkę wpisane są kontuzje. W moim przypadku – dość liczne, ale na całe szczęście na razie nie potrzebowałam operacji... Za to siniaki i krwiaki są chlebem powszednim (śmiech).

Czy zdarza ci się walczyć z mężczyznami?
Tak, ale tylko na treningach.

Jakie widzisz różnice między walką z nimi a walką z kobietami?
Różnic jest kilka. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że skoro jest to ta sama broń, to tak samo wszystko wygląda. Jednak mężczyźni są po pierwsze – silniejsi, po drugie – szybsi. W walkach ze mną nie zawsze wykorzystują wachlarz swoich możliwości. Podejrzewam, że mogłabym mocno odczuć takie trafienia. Co ich jeszcze różni od nas? Są twardzi, nie dadzą po sobie poznać, że dostali mocne trafienie. A my, kobiety, mimo że sportowcy, to jednak jesteśmy delikatne (śmiech).

Co, poza świetną kondycją, daje ci ten sport?
Sport dał mi dużo w życiu. Ukształtował mnie zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Jestem typem człowieka, którego porażki budują, a tych jest dużo w życiu sportowca. Co zresztą przenoszę na życie prywatne – jak mawiają: co cię nie zabije, to cię wzmocni. Stałam się zdecydowanie silniejsza psychicznie, a to jest i w szermierce, i w życiu bardzo potrzebne. Sport dał mi też akceptację siebie. Wzrost, który przez długie lata mi przeszkadzał, bo zawsze byłam wyższa od rówieśników, w szermierce okazał się bardzo przydatny. Zaczęłam go traktować jako zaletę, a nie wadę.

Poza tym poznałam masę ludzi z różnych dyscyplin, a ja lubię poznawać nowe osoby. Przy okazji mogę też szkolić
języki obce. Zwiedziłam wiele krajów, których prawdopodobnie nie zobaczyłabym, gdyby nie to, że trenuje.

A w samej szermierce co lubisz najbardziej?
To, że jest sportem zarówno indywidualnym, jak i drużynowym. Również to, że jest bardzo dużo możliwości wyboru konkretnego działania, a co za tym idzie – że oprócz mięśni pracuje też głowa. Myślę, że przełamuje to stereotyp sportowców – mówiąc kolokwialnie – mięśniaków.


A co z wygraną, jest najważniejsza?
Nie byłabym sportowcem, mówiąc, że wygrane są nieważne. Przecież po to trenujemy, żeby zdobywać coraz to cenniejsze trofea. Trzeba tylko pamiętać, by zawsze walczyć zgodnie z zasadą fair play, mieć satysfakcję z własnych osiągnięć i bawić się przy tym, bo szermierka to nie wszystko.

Jakie cechy ułatwiają, a jakie utrudniają uprawianie szermierki?
To trudne pytanie. W moim przypadku można powiedzieć, że wzrost jest tą cechą fizyczną, która pewne rzeczy ułatwia. Ale nie do końca, bo przecież jestem wolniejsza od niższej zawodniczki.

A co z psychiką?
Jeśli chodzi o cechy charakteru, to na pewno trzeba być zaciętym, konsekwentnym i wytrwałym, mieć „pazur”. Również upartym, choć jest to zarówno pozytywna, jak i negatywna cecha. Trzeba umieć skoncentrować się maksymalnie na walce, ale też wyłączyć na tyle, by słyszeć rady trenera, który często potrafi dobrze podpowiedzieć, patrząc z boku.

Znasz osoby, które uprawiają szermierkę rekreacyjnie?
Tak. Często są to zawodnicy, którzy kiedyś trenowali, ale później zrezygnowali na korzyść pracy, ale sentyment pozostał i teraz przychodzą w miarę możliwości trochę powalczyć.

Czy przyjaźń między zawodniczkami, rywalkami podczas pojedynków, jest możliwa?
Na planszy jesteśmy rywalkami i na planszy to wszystko pozostaje. Nie jesteśmy wrogami poza nią, zresztą ciężko byłoby spędzać nawet 200 dni w roku w atmosferze ciągłej rywalizacji. A przyjaźnie, według mnie, w sporcie są możliwe. Ja jednak wolę mieć mniej przyjaciółek, za to takie, którym mogę zaufać w stu procentach .

Kogo podziwiasz wśród sportowców?
Tych, którzy wiele w życiu sportowym osiągnęli, a woda sodowa nie uderzyła im do głowy. Podziwiam też takich, którzy na planszy szermierczej spędzili większość swojego życia i dalej potrafią wygrywać najważniejsze turnieje, mimo iż są starsi ode mnie o 20 lat. Można się wiele od nich nauczyć.

(... czytaj na MobilneKobiety.pl ...)

Gdzie widzisz siebie za 10 lat? Wciąż na planszy?
Na pewno na planszy, jeszcze przez parę dobrych lat. Ale nie potrafię określić, czy będzie to 5, 10 czy 15 lat. Jest jeszcze trochę krążków do zdobycia, w tym ten najcenniejszy – olimpijski. Tak więc postaram się walczyć, jak najdłużej będę mogła.


Dziękuję za rozmowę.

Pokój wtorek, 6 lipca 2010

Bite psy, topione kocięta, głodzone konie – o tym wszystkim słyszy się niemal na co dzień w radiu i telewizji. Prasa regularnie donosi o kolejnych przypadkach znęcania się nad zwierzętami. A co z tymi, o których nie wiemy? Których nie zobaczymy na podwórku ani nie obejrzymy w telewizji?

Niewiele się o tym mówi, w końcu zwierzęta – poza psami i kotami – nie cieszą się aż takim zainteresowaniem społeczeństwa. Ludzie słyszą o tym, jak zabijane są w rzeźniach i na fermach futer, jak traktuje się je w cyrkach oraz jak giną porzucone przy autostradach. Jednak mało kto zdaje sobie sprawę, że jest wiele innych sfer, w których wykorzystuje się te bezbronne istoty. Mogłoby się wydawać, że od kiedy wojsko zastąpiło konie czołgami, samolotami i wozami pancernymi, nie można mu już zarzucić okrucieństwa wobec zwierząt. A jednak...

„Nie miały wyboru”
Wymieniając liczbę cywilów, którzy giną podczas działań wojennych, zazwyczaj pomija się zwierzęta. A przecież także one, nie biorąc udziału w wojnie, giną od ładunków wybuchowych, bombardowań dywanowych czy „zwykłych” walk. Umierają również z głodu, gdy opiekunowie porzucają je lub sami giną od kul.
W dziewięćdziesiątą rocznicę wybuchu I wojny światowej w Londynie przy Park Lane postawiono pomnik pamięci wszystkich zwierząt, które zginęły podczas konfliktów zbrojnych w latach 1914–1918. Na monumencie znajdują się dwie inskrypcje, jedna wyjaśnia ideę pomnika, druga, mniejsza, jest komentarzem „They had no choice” – „Nie miały wyboru”.



„Strzelając do psów”
Amerykański film „Strzelając do psów” („Shooting dogs”) przedstawia obraz pochłoniętej walkami plemiennymi Rwandy. Historia jest inspirowana faktami, opowiada o zdarzeniach, których świadkiem był jeden z brytyjskich reporterów. Żołnierze stacjonujących w Rwandzie wojsk ONZ mają zakaz strzelania do ludzi, mogą jedynie bezczynnie obserwować ludobójstwo dokonywane na plemieniu Tutsi. Fabuła wydaje się niezwiązana ze zwierzętami, aż do momentu, gdy żołnierze ONZ nie zaczynają zabijać błąkających się psów. Nie mogąc strzelać do ludzi oraz aby zapobiec rozprzestrzenianiu się zarazy, rozstrzeliwują całe sfory żywiące się ciałami zamordowanych Tutsi. Film pokazuje absurd naszej rzeczywistości – żołnierze celują do zwierząt, podczas gdy tuż za rogiem maczetami mordowani są ludzie.
W styczniu 2009 roku żołnierze izraelscy zdziesiątkowali czworonożnych mieszkańców zoo znajdujące się w Strefie Gazy. Zginęły między innymi małpy z młodymi, ciężarna wielbłądzica, żółwie, lisy. Według relacji jednego z pracowników zoo żołnierze zaczęli atak od ostrzelania klatki lwów. Zwierzęta wydostały się na zewnątrz i, choć Izraelczycy dalej strzelali, udało im się przeżyć.

Zwierzęta są ukrytymi ofiarami armii nie tylko podczas wojen. Dwa lata temu świat obiegł wstrząsający film, na którym obejrzeć można część treningu boliwijskich komandosów. Materiał pokazuje jednego z oficerów, który każe żołnierzom złapać psa, następnie przywiązanego do stojącej konstrukcji. Oficer przez jakiś czas torturuje zwierzę, m.in. wbijając wielokrotnie nóż w jego głowę i resztę ciała. Następnie zabija psa, ścinając mu głowę, wycina z jego piersi serce i zmusza jednego z podwładnych do zjedzenia organu. Jeden z pułkowników boliwijskiej armii, który wolał pozostać anonimowy, w swoim oświadczeniu dla prasy uznał, że praktyki takie są częścią formowania jednostek specjalnych. Próbował również bagatelizować sprawę, mówiąc, że „w Chile też tak robią”. Po nagłośnieniu tej sprawy w mediach, dzięki zaangażowaniu organizacji zajmujących się prawami zwierząt, napisano prawie dziesięć tysięcy petycji do rządu i Ministerstwa Obrony Boliwii.
Wiosną 2009 boliwijskie ministerstwo obrony wydało oświadczenie, w którym deklaruje całkowite zaprzestanie maltretowania zwierząt w szeregach swoich wojsk. Pozostaje ufać zapewnieniom rządu Boliwii.