Więcej o działaniach Klubu dowiesz się na wegesport.pl
Dossier
Data urodzenia: 28 listopada 1986 r.
Miejsce urodzenia: Warszawa
Największe sukcesy sportowe: złoty medal w drużynowych mistrzostwach Europy 2010, srebrny medal drużynowych MŚ Seniorów Antalya 2009, srebrny medal drużynowych ME Seniorów Plovdiv 2009
Prywatnie: studentka Wyższej Szkoły Handlu i Prawa im. Ryszarda Łazarskiego, na kierunku prawo
Strona WWW klubu:www.szpadzistki-azs.pl
K.P.: Skąd pomysł, żeby zacząć trenować właśnie szermierkę?
M.P.: Szermierkę zaczęłam trenować bynajmniej nie dlatego, że chciałam. Podejrzewam, że wtedy nawet nie wiedziałam, co to za sport. Mój przyszły trener pracował jako nauczyciel WF w podstawówce, do której chodziłam. I tak któregoś dnia na basenie powiedział mojej mamie, że z takim wzrostem nadawałabym się do szermierki. Poszłam na pierwszy trening, potem kolejny. Spodobało mi się i zostałam do dziś, czyli już 12 lat.
Czemu wybrałaś szpadę, a nie floret czy szablę?
Wybór był już z góry narzucony, mój trener jest właśnie trenerem szpadowym.
A czym różni się ten styl od pozostałych?
Wszystkie konkurencje różnią się, poza bronią, oczywiście, ważnym polem trafienia: w szpadzie jest to całe ciało, w szabli – górna połowa ciała (od pasa w górę), we florecie tylko tułów. Ponadto różnią się zasadami przydzielania punktów w sytuacji, gdy obaj zawodnicy trafią się równocześnie (tzw. trafienie obopólne, dubel). Trafienie w szpadzie zalicza się temu, kto je zadał pierwszy, lub obu zawodnikom, jeśli zadadzą je w tym samym czasie (różnica czasowa nie większa niż 0,2 sekundy). W szabli i florecie obowiązuje tzw. konwencja, czyli zasady umowne. Na przykład: zawodnik wykonujący natarcie ma pierwszeństwo w zadaniu trafienia przed zawodnikiem wykonującym przeciwnatarcie, natarcie zawodnika traci pierwszeństwo na koszt odpowiedzi po uprzednim jego sparowaniu zasłoną itd.
Jak każdy sport kontaktowy, szermierka niesie ze sobą ryzyko obrażeń. Czy zdarzył ci się jakiś wypadek podczas treningu lub zawodów?
Nie zdarzyło mi się nigdy ulec poważnemu wypadkowi. Jak w każdą dyscyplinę sportu, tak i w szermierkę wpisane są kontuzje. W moim przypadku – dość liczne, ale na całe szczęście na razie nie potrzebowałam operacji... Za to siniaki i krwiaki są chlebem powszednim (śmiech).
Czy zdarza ci się walczyć z mężczyznami?
Tak, ale tylko na treningach.
Jakie widzisz różnice między walką z nimi a walką z kobietami?
Różnic jest kilka. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że skoro jest to ta sama broń, to tak samo wszystko wygląda. Jednak mężczyźni są po pierwsze – silniejsi, po drugie – szybsi. W walkach ze mną nie zawsze wykorzystują wachlarz swoich możliwości. Podejrzewam, że mogłabym mocno odczuć takie trafienia. Co ich jeszcze różni od nas? Są twardzi, nie dadzą po sobie poznać, że dostali mocne trafienie. A my, kobiety, mimo że sportowcy, to jednak jesteśmy delikatne (śmiech).
Co, poza świetną kondycją, daje ci ten sport?
Sport dał mi dużo w życiu. Ukształtował mnie zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Jestem typem człowieka, którego porażki budują, a tych jest dużo w życiu sportowca. Co zresztą przenoszę na życie prywatne – jak mawiają: co cię nie zabije, to cię wzmocni. Stałam się zdecydowanie silniejsza psychicznie, a to jest i w szermierce, i w życiu bardzo potrzebne. Sport dał mi też akceptację siebie. Wzrost, który przez długie lata mi przeszkadzał, bo zawsze byłam wyższa od rówieśników, w szermierce okazał się bardzo przydatny. Zaczęłam go traktować jako zaletę, a nie wadę.
Poza tym poznałam masę ludzi z różnych dyscyplin, a ja lubię poznawać nowe osoby. Przy okazji mogę też szkolić
języki obce. Zwiedziłam wiele krajów, których prawdopodobnie nie zobaczyłabym, gdyby nie to, że trenuje.
A w samej szermierce co lubisz najbardziej?
To, że jest sportem zarówno indywidualnym, jak i drużynowym. Również to, że jest bardzo dużo możliwości wyboru konkretnego działania, a co za tym idzie – że oprócz mięśni pracuje też głowa. Myślę, że przełamuje to stereotyp sportowców – mówiąc kolokwialnie – mięśniaków.
A co z wygraną, jest najważniejsza?
Nie byłabym sportowcem, mówiąc, że wygrane są nieważne. Przecież po to trenujemy, żeby zdobywać coraz to cenniejsze trofea. Trzeba tylko pamiętać, by zawsze walczyć zgodnie z zasadą fair play, mieć satysfakcję z własnych osiągnięć i bawić się przy tym, bo szermierka to nie wszystko.
Jakie cechy ułatwiają, a jakie utrudniają uprawianie szermierki?
To trudne pytanie. W moim przypadku można powiedzieć, że wzrost jest tą cechą fizyczną, która pewne rzeczy ułatwia. Ale nie do końca, bo przecież jestem wolniejsza od niższej zawodniczki.
A co z psychiką?
Jeśli chodzi o cechy charakteru, to na pewno trzeba być zaciętym, konsekwentnym i wytrwałym, mieć „pazur”. Również upartym, choć jest to zarówno pozytywna, jak i negatywna cecha. Trzeba umieć skoncentrować się maksymalnie na walce, ale też wyłączyć na tyle, by słyszeć rady trenera, który często potrafi dobrze podpowiedzieć, patrząc z boku.
Znasz osoby, które uprawiają szermierkę rekreacyjnie?
Tak. Często są to zawodnicy, którzy kiedyś trenowali, ale później zrezygnowali na korzyść pracy, ale sentyment pozostał i teraz przychodzą w miarę możliwości trochę powalczyć.
Czy przyjaźń między zawodniczkami, rywalkami podczas pojedynków, jest możliwa?
Na planszy jesteśmy rywalkami i na planszy to wszystko pozostaje. Nie jesteśmy wrogami poza nią, zresztą ciężko byłoby spędzać nawet 200 dni w roku w atmosferze ciągłej rywalizacji. A przyjaźnie, według mnie, w sporcie są możliwe. Ja jednak wolę mieć mniej przyjaciółek, za to takie, którym mogę zaufać w stu procentach .
Kogo podziwiasz wśród sportowców?
Tych, którzy wiele w życiu sportowym osiągnęli, a woda sodowa nie uderzyła im do głowy. Podziwiam też takich, którzy na planszy szermierczej spędzili większość swojego życia i dalej potrafią wygrywać najważniejsze turnieje, mimo iż są starsi ode mnie o 20 lat. Można się wiele od nich nauczyć.
(... czytaj na MobilneKobiety.pl ...)
Gdzie widzisz siebie za 10 lat? Wciąż na planszy?
Na pewno na planszy, jeszcze przez parę dobrych lat. Ale nie potrafię określić, czy będzie to 5, 10 czy 15 lat. Jest jeszcze trochę krążków do zdobycia, w tym ten najcenniejszy – olimpijski. Tak więc postaram się walczyć, jak najdłużej będę mogła.
Dziękuję za rozmowę.
Ponad sto wysp, które często utożsamiamy z rajem na ziemi. Błękitne niebo, soczyście zielone palmy i mieniące się w słońcu plaże pokryte złotym piaskiem – ten obraz Karaibów sprawia, że kuchnia ich mieszkańców jest radosna, kolorowa oraz pełna owoców i warzyw.
Koktajl owocowy z rumem
2 szklanki soku z ananasa, szklanka mleczka kokosowego,3 duże banany, pół szklanki rumu (może być aromatyzowany), sok wyciśnięty z jednej limonki, pół łyżeczki świeżo startego imbiru
Wszystkie składniki dokładnie zmiksować, aż do uzyskania jednolitej masy. Jeśli koktajl ma być podany na śniadanie, zamiast rumu można dodać jeszcze jednego banana i ewentualnie łyżeczkę ekstraktu z wanilii.
Ekspresowa sałatka karaibska
1 mango, 2 banany, 2 limonki, puszka kukurydzy, 1/3 szklanki prażonych wiórków kokosowych, 1 mały ananas
Mango, banany i ananasa pokroić, wymieszać z kukurydzą. Skropić sokiem z limonek, następnie wsypać wiórki. Całość dokładnie wymieszać i ozdobić startą skórką z jednej limonki.
Zupa z dyni
400 g obranej i pokrojonej dyni, 3 szklanki bulionu warzywnego, szklanka mleczka kokosowego, 1 duża cebula, 2 ząbki czosnku, łyżeczka curry, 2–3 średnie ziemniaki, łyżeczka oleju, sól, pieprz
Drobno posiekaną cebulę i czosnek zeszklić w rondlu na łyżeczce oleju, w trakcie dosypując curry. Dodać ziemniaki i dynię, smażyć, ciągle mieszając. Zalać bulionem, dodać sól i pieprz. Gotować ok. 20 min na małym ogniu. Całość zmiksować, następnie dodać mleczko kokosowe, gotować aż do połączenia się składników.
Historia terapii z delfinami, czyli delfinoterapii (DAT, ang. dolphin-assisted therapy), sięga końca lat 70. XX wieku. Wtedy to powstały pierwsze ośrodki rewolucyjnej, jak się wówczas zdawało, metody leczenia. Badania, będące wynikiem fascynacji relacją człowiek–delfin, dowodziły, że kontakt z tymi zwierzętami pomaga wyleczyć wiele chorób. Wśród nich wymieniano przede wszystkim autyzm, zespół Downa (choć, jak wiadomo, nie są to choroby uleczalne) i depresję.
Metoda zakłada, że obcowanie w basenie z delfinami pomaga (zwłaszcza dzieciom) przezwyciężyć choroby neurologiczne, reumatologiczne i psychiczne. Czas spędzony na grach, przytulaniu i głaskaniu zwierząt oraz wspólnych zabawach, ma działać dobroczynnie na ludzki organizm. Część rodziców potwierdza, że dzieci z zaburzeniami psychoruchowymi leczone tą formą terapii wydawały się po zajęciach spokojniejsze i miały mniejsze problemy z koncentracją. Nie udało się jednak ustalić, czy zbawienny wpływ na ich zachowanie miały delfiny, czy ćwiczenia w wodzie.
Leczyć każdy może
Niewątpliwa inteligencja i urok delfinów przyczyniły się do tragedii tego gatunku. Stały się ofiarą nie tylko parków rozrywki, które traktują delfinaria jako dodatkową atrakcję, lecz również ludzi próbujących swych sił w alternatywnych metodach leczenia. Terapia z ssakami morskimi nie jest regulowana ani jednym zapisem prawnym. Nie określono granic, czasowych ani fizycznych, kontaktu dziecka z delfinem. Jest to niebezpieczne w takim samym stopniu dla zwierząt, jak dla ludzi. Zestresowane, przemęczone, a czasem i chore osobniki potrafią być agresywne. Odnotowano wiele przypadków ataków delfinów na ludzi, niektóre z nich ze skutkiem śmiertelnym.
W naturze zwierzęta te są agresywne, znane z grupowych ataków na osobniki zarówno innego, jak i tego samego gatunku. Cechę tę dodatkowo nasila frustracja związana z brakiem ruchu (w morzach przemierzają codziennie setki kilometrów) oraz inne konsekwencje uwięzienia. Na wolności, walcząc o terytorium bądź samicę, mają szanse na ucieczkę. W niewielkim basenie możliwość ta została im odebrana.